Wiersze zaczął pisać w swojej Lorbasówce, czterohektarowej posiadłości w Borach Tucholskich, nad rzeką Wdą, gdy poczuł się szczęśliwy, bo znalazł spokój i przyjaciół. Teraz pisze również w Sulminie, w którym od pięciu lat mieszka, gdzie z progu domu zimą wita Oriona, latem Wielką Niedźwiedzicę i słucha ciszy.
czeczeński mściciel
miłość życia
nosił bezwstydnie mundur
triumfowała miłość
i zwyciężało życie
***
Z kronik filmowych
pamiętam twoją twarz
ze szkoły proletariackie
wiersze
dziś wiem że los
zabrał ci Marychnę
i Anię
zostawił talent
dał uzależnienie
że pisałeś nie tylko
proletariackim gniewem
że najpiękniej
pisałeś sercem
05’2000
roboty
09’2000
***
10’2000
Miłość i czas
10’2000
wesz ludzka
09’2002
***
10’2002
rozkaz
01’2003
***
05’2004
prezydenci
02’2005
obrazek z ulicy
05’2005
***
02’2009
do siddharty
02’2009
***
07’2009
***
Andrzejowi Wiśniewskiemu,
który stworzył wszystkie coyote’y
i rozmawia z kamieniami
gdy milczą anioły
w reims
i dał ci kosmyk włosów
matki boskiej
żebyś namalował tęczę
09’11’2009
dziesięć dni na świecie
w Chinach zbiera żniwa Jangcy
Afrykańskie matki umierają z głodu
tyle razy ile dzieci mają
zajrzałem w cierpiące oczy matki
w obojętne oczy księdza
Bóg gdzieś mi się zawieruszył
jak obce księżyce dalekie planety
1998’2010
co mi będzie żal zostawić
1998’2009
* Patrzę na Twoją uskrzydloną kobietę i jestem ciągle zachwycony. Cudowne biodra, zachwycające łono, wspaniałe piersi, i skrzydła, ta asymetria w ich ułożeniu jest genialna. A rzeźba druga? Ciągle nie widzę jej jednoznacznie. Kobieta uskrzydlona cudem macierzyństwa? Anioł (Anielica), który pozazdrościł ludziom rozkoszy, poznał jej smak i skutki, i postanowił do końca zostać przy człowieczeństwie, o czym mógłby świadczyć wspaniały gest dłoni obejmującej to, co jest dla kobiety brzemiennej najcenniejsze, rozwijające się w niej nowe życie? A twarz, tak smutna, właściwie tragiczna, czy to odbicie walki świętości z człowieczeństwem? A może to już tylko determinacja? Czy możesz mi pomóc się odnaleźć w Twojej rzeźbie, Sylwku? (2007.04.01)
* Zabija mnie codzienna gonitwa z chwilowymi przebłyskami świadomości, że nie robię tego co ważne, tego co lubię, że czas ucieka, a ja przecież właściwie już nie jestem. Że wokół tyle piękna, obok którego obojętnie przechodzę, w drodze do nicości. Że myśl coraz bardziej leniwa, ucieka i nie chce wracać. Ot życie, i ciężar ludzkiej świadomości. Nie ma nawet miejsca na cień wątpliwości. Wszystko jest pewne i nieuniknione. Logiczny porządek bezsensu. Zazdrościć tym, którzy jeszcze mają Boga. (2007.06.20)
* Widzisz mnie jak na dłoni, widzisz jak się miotam. Właśnie ten czas, czas dla siebie, rzecz absolutnie fundamentalna. Bo przecież w egzystencji ludzkiej, jeżeli wolisz w życiu ‑ tak brzmi lepiej ‑ czas jest miarą tylko i wyłącznie nas, jednostki. Wartością więc jesteśmy my, czas jest tylko naszą miarą. Kończę się ja, kończy się mój czas, którym byłem, jestem inspirowany, determinowany, ograniczany, mierzony. Rzecz w tym, że uświadamiamy sobie to późno, zbyt późno i obarczeni nabytymi nawykami ‑ Pawłow powiedziałby odruchami warunkowymi ‑ nie potrafimy już zrzucić z siebie tego, co mało ważne, lub zgoła nieważne. Pozwalamy, żeby czas niepodzielnie nami rządził, tracimy pozycję, co najmniej strony, bo przecież moglibyśmy zawrzeć niepisaną, w miarę korzystną umowę z czasem, a pozwalamy zepchnąć się do pozycji zaledwie podmiotu jego działania. (2007.06.26)
* Tak, morze budzi nostalgię. Pamiętam jak kiedyś siadałem na plaży, to była wczesna wiosna, jesień lub zima, wczesne rano lub wieczór ‑ w każdym razie było tylko morze i ja. Patrzyłem na linię, gdzie morze całowało się z niebem, lub na światła statków stojących na redzie i wsłuchiwałem się w cichy szept morza. Zamykałem oczy, zapominałem kim i gdzie jestem, słuchałem i pomału zaczynałem rozumieć, co szepcze ‑ uspokój się; jesteś tylko pyłkiem w kosmosie; twoje trwanie, to zaledwie błysk twojej błyskawicy, której inni nawet nie dostrzegą; uspokój się zostaniesz we mnie, w ziemi, w drzewach, w niebie; wycisz się, uspokój się; jesteś i zostaniesz, materią nieśmiertelną. Ale gdy morze było wzburzone, z grzmotem fal wiatr targał mną i niósł ryczące przesłanie: walcz; gryź, kop, drap pazurami, walcz; jesteś najważniejszy, walcz; do tego zostałeś stworzony, walcz; nie popełniaj zbrodni zaniechania, walcz; to jest istota człowieczeństwa, walcz; podnieś się, podnieś się i walcz. Czyż to nie jest kwintesencja człowieczeństwa? I za to morze kochasz. Zresztą nie można go nie kochać, bo morze pozwala nam słyszeć siebie, jeżeli tylko tego chcemy, i mamy trochę cierpliwości. (2007.10.10)
* Tak kochanie, fotografia to cudowny wynalazek, oko obiektywu w ułamku sekundy zatrzymuje czas i czyni go bezwolnym. Nowe zostaje nowym, młode młodym, piękne pięknym, aż do zniszczenia fotografii. Czas musi się na to nieźle wściekać.
Wszelkiego rodzaju bibeloty dają domowi duszę, odwiedź mnie kiedyś w Sulminie, to pozbędziesz się kompleksów zbieractwa. A umieranie niestety jest nieuleczalne, dlatego ludzie wymyślili ten drugi, lepszy świat, żeby nadać sens swojej krótkiej, ziemskiej egzystencji, ale to i tak, jak sama czujesz, jest kiepską ucieczką przed tym, co naczelnych wyróżnia ‑ przed świadomością. Jak żyć? Właśnie. (2008.07.16)
* Nie, przeciwnie, nikt nie odchodzi bez żalu, a szuflady zawsze budzą żal i nostalgię, czasami ból. Tydzień temu “odnalazł mi się” kolega ze studiów, żyjący w Kanadzie. Przesłał mi skan mojego zdjęcia z dedykacją, które mu dałem na pierwszym roku studiów. Schlebił mi przy tym mówiąc, że moja dedykacja była jego mottem, przez całe życie ‑ “Życie byłoby lżejsze gdybyśmy przestali być własnymi wrogami”.
Złe decyzje, złe wybory, a przede wszystkim brak świadomości, że jesteśmy jedyni, niepowtarzalni i najważniejsi, ważniejsi nawet od tych, których kochamy. Przecież każdy rodzi się sam, i sam umiera. A życie udane, czy nieudane, ocena nie jest taka prosta. Bo często brak tego, co oczekiwaliśmy wzbogaca nas wewnętrznie, rozwija intelektualnie. Powiedzenie, że szczęście ogłupia, wcale nie jest takie trywialne. (2008.07.18)
* Ile istnień, tyle początków i końców świata. Dla każdego z chwilą narodzenia świat się zaczyna, z chwila śmierci kończy. Wszystko inne, to już mniej, czy więcej udane próby człowieka, zmierzające do uzasadnienia sensu swojej egzystencji. (2008.07.19)
* Moja droga Przyjaciółko, w każdym kierunku filozofii znajdziesz pojęcie Boga, jako Bytu, reszta to już tylko interpretacja, percepcja. Myślę, że jest jakiś czwarty wymiar w świadomości człowieka, nad którym nie panuje. Ba, nawet nie jest to sprawa jego świadomości, bo jest to chyba sfera podświadomości, niektórzy twierdzą, że ogromnej potęgi. Tak moja droga, nasza wiara, czy niewiara, to ogromne ryzyko, powstające na gruncie niepewności. I paradoksalne, im więcej myślisz, studiujesz, uczysz się, więcej wiesz, tym wiesz mniej. Im masz więcej wątpliwości, tym bardziej kurczowo trzymasz się wiary, bo ona daje Ci nadzieję. Na marginesie, istnieje grupa ludzi, która z tego nieźle żyje. (2008.08.13)
* „Wszystkie organizacje materii są nietrwałe i luźne, łatwe do uwstecznienia i rozwiązania. Nie ma żadnego zła w redukcji życia do form innych i nowych. Zabójstwo nie jest grzechem. Jest ono czasem koniecznym gwałtem wobec opornych i skostniałych form bytu, które przestały być zajmujące. W interesie ciekawego i ważnego eksperymentu może nawet stanowić zasługę. Tu jest punkt wyjścia dla nowej apologii sadyzmu. …” ‑ Tak mówił, ustami swojego cynamonowego ojca, Bruno Schulz. Żyd, którego w 1942 roku na ulicy Drohobycza zastrzelił gestapowiec Karl Günther. Po prostu podbiegł do niego z tyłu, kazał się odwrócić i spokojnie strzelił w głowę, dwa razy. W jednej chwili, w akcji eliminacji żydowskiej materii żywej, zmienił genialnego Schulza w materię martwą, jeszcze ciepłą, ciepłem poprzedniego stanu. Leżał twarzą do ziemi z wyciągniętą ręką, jakby w ostatniej chwili rozpaczliwie próbował zatrzymać ulatującą duszę, duszę materii żywej. (2008.09.25)
* Dzisiaj obudziłem się o godz. 14.(sic!), bez temperatury, bez bólu stawów, gardła, płuc ‑ po prostu nowo narodzony, jak bym wyszedł z jezusowej szopki. Wiem już, że ja również mogę chorować, a co gorsza, jestem prawie pewien, że też będę musiał kiedyś umrzeć, prawdopodobnie.
Mój syn Jakub 4. stycznia kończy 40 lat, aż mi się nie chce wierzyć, że tak stary facet jest moim synem, bo przecież ja skończyłem w październiku dopiero 73 lata. Podziwiam Jakuba i jego grupę przyjaciół, patrzę z zazdrością jak, gdy przyjdzie na to czas, siadają na swoje potężne motocykle (www.motobiker.pl) żeby gdzieś na bezdrożach Europy gubić rozterki. Żeby rozterki, oni gubią świadomość, i są szczęśliwi. Nie małą płacą za to cenę, bo zdarzają się motocyklowe pogrzeby.
“Nie znam Pana poezji. W życiu o Panu nie słyszałam. I pomyśleć, że przyprowadził mnie tutaj Pascal. I znów jestem bogatsza. Pozdrawiam.” Przeczytałem ten wpis w mojej KSIĘDZE GOŚCI, i ze zdziwieniem stwierdziłem, że budzi się we mnie nieodparta chęć zostania poetą, ja, umysł racjonalny. Czy to nie dziwne? Chociaż jeżeli rozważyć problem w kategoriach słabości ludzkiej, to chyba normalne.
Zacząłem czytać Twój “Przystanek Marzenie”. (2008.12.27)
* Minął rok 2008, zaczął się 2009, karuzela czasu kręci się. Normalne, jak mocz i stolec. Wszystko jest jednym. (2009.01.01)
* W każdym z nas siedzi trochę snoba, więc oczywiście schlebia mi, że poznałem Józefa Barana, wybitnego poetę i prozaika, ja, filologiczny barbarzyńca. Ale, uwierz mi, bardziej mnie cieszy, że spotkałem mądrego człowieka, który nie odmawia bliźniemu prawa do małości, bo wie, że mądra małość kosztuje więcej, od napuszonej wielkości. (2009.01.01)
* Mówisz Andrzeju, że rozmawiasz z kamieniem, w którym będziesz rzeźbił (kamień trafił szczęśliwie). Żeby rozmawiać z kamieniami tak, jak z ludźmi, trzeba je kochać tak, jak ludzi, o czym Ty, jako rzeźbiarz doskonale wiesz. Miałem kiedyś przyjaciela, był dużo starszy ode mnie, a gdy miał siedemdziesiąt lat jeszcze podnosił kamienie, których nie podniósłby czterdziestolatek. Antoni Zieliński z Wojtala, często przychodził do mnie, do Lorbasówki, na szklaneczkę whisky. To był świetny kamieniarz. Zawsze zanim uderzył młotem, kamień głaskał, obracał, głaskał, obracał, i cały czas do niego mówił. Tłumaczył, wyjaśniał dlaczego musi go rozbić i jak ważną rolę w nowej postaci będzie spełniał. Aż w pewnym momencie rzucał: „tutaj” i jednym lub dwoma uderzeniami dzielił kamień tak, jak chciał. Tak, Antoni kochał kamienie, a one o tym wiedziały i były mu uległe. W Lorbasówce jest wiele dużych kamieni, które jak ja, Antoniego kochały, jeden po jego śmierci z żalu pękł. (2009.03.05)
* Droga Pani Elu, myli się Pani. Nie lubię ludzi „ugładzonych”, jak Pani to określiła, nie lubię, bo nigdy nie wiem gdzie u nich kończy się „ugładzenie”, a gdzie zaczyna fałsz. Nie szukam Boga? ależ ja Go szukam ciągle, szukam od piętnastego roku życia! kiedy to głupi ksiądz na spowiedzi powiedział wrażliwemu chłopcu, że Bóg skazał dziecko na wózek inwalidzki, żeby wypróbować wiarę jego rodziców. Inna rzecz, że zawsze tam, gdzie próbuję Go znaleźć, znajduję Człowieka.
Styl hemingwayowski, staroszlachecki, strach przed stratą? Na marginesie, poeta amerykański Charles Bukowski jadąc pociągiem wyrzucił przez okno książkę Hemingwaya stwierdzając: „ten głupi skurwysyn nie umie pisać”. Elżbieto, ja jestem starym facetem i już od dawna, bardzo dawna na nikim się nie wzoruję i nie pozuję, po prostu jestem sobą. Taki… trochę krzywy, trochę prosty, ale ja. I mam w sobie więcej pokory niż jest Pani w stanie sobie to wyobrazić. Nie muszę się więc bać, bo już dawno skalkulowałem straty. No, może trochę się obawiam, żeby los nie odebrał mi godności.
Św. Augustyn? Augustyn to oczywiście przede wszystkim jego Wyznania, pełne ludzkiej pasji i podziękowań Bogu. Ale również pełne intelektualnego, jakże ludzkiego niepokoju. Nie zastanawiała się Pani nigdy, dlaczego? To Elżbieto nieuporządkowana świadomość, nieuporządkowana relacja bytów Bóg ‑ człowiek, Człowiek ‑ bóg. Po wprowadzeniu przez Augustyna doktryny konieczności absolutnej łaski, niezbędnej do zbawienia ‑ gdy obalono doktrynę Pelagiusza, według której człowiek rodzi się z duszą czystą, nieobciążoną żadnym grzechem ‑ do dzisiaj nie rozwiązano w chrześcijaństwie problemu wolnej woli człowieka, wobec wszechwiedzy Boga.
A Matka Teresa? Przez całe życie poszukiwała Boga, żeby na łożu śmierci stwierdzić, że Bóg jest w każdym człowieku. Tak Elżbieto, żeby znaleźć swojego Boga, trzeba najpierw w Boga zwątpić. Niewiele warta jest wiara, która wynika z gorsetu ‑ jakże sztywnego ‑ wychowania. (2009.03.08)
* Za mało kapłanów, za dużo uprawiających zawód pazernych księży, odwieczna doktryna katolicka oparta na zakazach, nakazach i strachu przed Bogiem, kostyczna, nierzadko arogancka postawa episkopatu, będą w coraz większym stopniu odpychały młodzież od Kościoła – tę najbardziej wartościową, pełną wewnętrznego niepokoju, myślącą, poszukującą sensu i radości życia. Jeżeli Kościół nie zmieni swej polityki mentalnego tkwienia w średniowieczu, zostaną przy nim umysły mierne i bezwolne. Nie można przywrócić płonących stosów, ani zamienić je na intelektualne.
Nie można głosić ubóstwa, budując pałace, służyć Bogu, nie służąc Człowiekowi. Pazerność Kościół zgubi. (2009.08.12)
* Pupa kobieca to piękno absolutne, wiedziałem to już, gdy byłem jeszcze chłopakiem. Pupy kobiece przesłaniały mi wtedy wszystko: naukę, sport, ideologię, religię; absolutnie wszystko. Byłem wtedy wielkim estetą. Zastąpmy więc hasło „Proletariusze wszystkich krajów łączcie się” na „Kobiety dbajcie o swoje pupy tak, jak dbacie o twarze”. (2009.08.18)
* Jeżeli chodzi o wulgaryzmy, pozostaję z szacunkiem do Twojego stanowiska w tej sprawie, ale dla mnie to jest po prostu pruderia. Bo przecież kochanie, jeżeli weźmiesz do ręki gówno przez papierek, to nie możesz udawać, że nie trzymasz gówna w ręku. Więc żadne wielokropki nic tu nie zmienią, albo używasz wulgaryzmu albo nie, k… mać, czy kurwa mać, zawsze będzie kurwa mać. Tak, jak gówno, w papierku czy bez, zawsze będzie gównem w ręku. Naprawdę tego nie widzisz, albo może lepiej, nie czujesz? (2009.11.29)
* Joanna Krupa, popularna w Stanach Zjednoczonych polska modelka rozpętała burzę występując na plakacie organizacji PETA, broniącej praw zwierząt. Na plakacie naga, piękna Joanna, ze skrzydłami anioła i z aureolą, unosi się nad watahą miłosiernie patrzących psów, w jakimś gotyckim wnętrzu, być może w starej katedrze. Piersi i łono modelka zasłania krzyżem. No cóż, piękne intencje, piękny krzyż, piękne ciało.
Oczywiście, że bez krzyża byłoby jeszcze piękniej, ale żeby z tego powodu robić aż taki raban. (2009.12.28)
* Nowy Rok przyniesie Ci radość i spokój, jeżeli mu w tym pomożesz, jestem o tym głęboko przekonany. Musisz tylko sobie uświadomić ‑ znajdziesz to w filozofiach wschodu a w zmodyfikowanej formie przejęły to religie ‑ że prawdziwą radość może przeżywać tylko człowiek, który ma wewnętrzny spokój, uporządkowany ład moralny, ustaloną hierarchię ważności. Uświadomić sobie, że właśnie Ty jesteś w swojej egzystencji najważniejsza, bo Ty, to Twój materialny Świat, czyli w ogóle Świat, który umrze z Tobą. I to jest pierwszy krok do radości, ta świadomość, dalej to już tylko trudna, bardzo trudna droga, z której powinnaś usuwać wszystko to, co Ci na niej jest zawadą. Głównie ludzi toksycznych, którzy pasożytniczo, bezwzględnie, egoistycznie wykorzystują to, co kiedyś Ci wpojono ‑ dobroć i szacunek dla człowieka. Wpojono nie nadmieniając: ale nie aż do samozatracenia, bo Ty jesteś też człowiekiem, dobro i szacunek dotyczy również Ciebie, Ty masz też tylko jedno życie. Jeżeli nie potrafisz rozstać się z tym, co Cię wiąże, ubezwłasnowolnia, nie pozwala odczuwać radości, to przynajmniej zmarginalizuj to do absolutnego minimum, ale to jest już tylko półśrodek. I na koniec zadam Ci pytanie: czy wiesz ile jeszcze będziesz żyła, a jeżeli, czego Ci życzę, jeszcze co najmniej ćwierć wieku? Ćwierć wieku! Ściskam, i życzę Ci w ty roku dużo egoizmu. (2010.01.02)
* Życie duchowe zaczyna się gdzieś po sześćdziesiątce, gdy mamy więcej czasu, ochoty na myślenie, dużą perspektywę czasową do ocen i pokaźny bagaż krzywd, wyrządzonych i doznanych. Dopiero wtedy czuje się prawdziwy smak dawnych miłości, i czuje się wagę niespełnienia. (2010.01.02)
* Pytasz co robię? Właśnie piję mocny absynt z cytryną, wiesz ten, który podtrzymywał geniusz Amadeo Modiglianiego (Amadeo, co za piękne imię, jak jego obrazy), więc mam umysł jasny, jak po komunii świętej, co pozwala mi klarownie coś Ci wreszcie powiedzieć. Jestem zakochany, absolutnie zakochany. Kocham Twoje surrealistyczne zbitki myślowe. Bawią mnie, zaskakują, zapraszają do refleksji, zmuszają do myślenia, często stanowią zagadkę. W tych wydawałoby się bezsensownych sformułowaniach widzę jak w lustrze, Twoją twarz, Twój uśmiech, Twoje bujne kręcone, siwe włosy (pewnie Cię za nie targają?), tak jakby Twoja myśl prześmiewcza, z głęboko ukrytym sensem, często bolesnym, zniekształcona jak zegary na obrazie Dali’ego, była kryształowym lustrem, z Twoim odbiciem.
Rzucasz Andrzeju te perły absurdu, jak gracz kości na stół i zaciekawiony patrzysz, jak się ułożyły, jaki sens kryją, sam nie zawsze sens w nich znajdujesz. Po prostu, grasz i się bawisz, bardzo Ci za to dziękuję. (2010.01.11)
* Niemcy są sztywni, bez fantazji i wyobraźni, tacy jak się o nich złośliwie mówi, że najserdeczniej się śmieją z kawału, w którym ktoś kogoś kopnął w dupę, bo ten gest czysto fizyczny widzą i rozumieją. Ze wszystkich Niemców, których poznałem, tylko dwóch było innych, ale jeden z nich był pół krwi Polakiem, a drugi pełnej krwi Żydem. Obaj umieli się śmiać, wypić i płakać, obaj byli wspaniałymi ludźmi. Ten pierwszy był kuzynem mojej żony, kłóciłem się z nim, i go kochałem. Ten drugi, gdy sobie popiliśmy, śpiewał po żydowsku i uczył mnie żydowskich tańców, bo wiedział, że je kocham.
Na marginesie, we mnie płynie również krew niemiecka, po mojej Babci Elizabeth Lesińskiej, której matkę, a moją prababkę, kolonistkę niemiecką z domu Bishop porwał, wbrew woli jej rodziców, mój Pradziadek. Ponadto, jedna z moich ciotek, obecnie 95. letnia twierdzi, że wcale nie jesteśmy potomkami zubożałej szlachty kujawsko-pomorskiej, herbu Jastrzębiec, bo naszym protoplastą był Żyd o nazwisku Lesman, który przeszedł nielegalnie Drwęcę, z zaboru rosyjskiego do pruskiego, ze swoimi dwoma braćmi, a potem przechrzcił się i zmienił nazwisko na Lesiński. Ale z uwagi na mój charakter, rozrzutność, nieumiejętność robienia pieniędzy, fantazję ułańską, kochana Ciocia chyba nie ma racji. No, może inteligencja?
Co do bełkotu kolorów, a czyż orgia kolorów nie może być piękna, czy jakąkolwiek sztukę można ubrać w sztywny gorset stereotypów i konwenansów? Na szczęście Ci prawdziwi artyści tworzą zgodnie ze swoim widzeniem świata, z trudem zarabiają na swoją codzienną egzystencję, na to żeby swoje wizje uparcie utrwalać na płótnie, w glinie, w granicie, marmurze, w ceramice, na papierze. Wbrew wszystkim i wbrew sobie, a czasem wydawałoby, się wbrew logice. I niektórzy mają szczęście być uznanymi za wielkich, najczęściej po śmierci. Ileż wspaniałych Twórców, Ty wiesz o tym lepiej ode mnie, odeszło cicho, a ich wspaniałe prace walają się gdzieś po rupieciarniach albo, co gorzej, bezpowrotnie zaginęły.
Mówisz, że na wernisażach wcinają Twoje kanapki, piją Twoje wino, i odwracają sie dupą do Twoich prac. Nie wiem czy wiesz, że istnieje specjalna grupa, uczestników, którzy nie pominą żadnego spotkania, żadnego wernisażu, tylko dlatego, żeby zaliczyć konsumpcję, no i może porozmawiać ze znajomymi o wczorajszym dniu, i nieżyczliwie wyrazić się o wspólnych znajomych.
Na szczęście, mój drogi Kojocie, jesteś artystą wybitnym i już w brzuchu matki trzymałeś Pana Boga za palec, więc z tym porządkiem świata sobie poradzisz. (2010.01.19)