Antoni Pawlak, jeden – pewnie z nielicznych – ludzi opozycji, który nie załapał się na jakąś synekurkę. Nie żeby się nie nadawał, bo Antoni to człowiek mądry, po prostu nie chciał. Antoni wciąż mnie zadziwia, bo albo czytam we wspomnieniach Agnieszki Holland, że napisała z Antkiem Pawlakiem scenariusz filmu, albo o jego kontaktach z Komandosami albo o niemałej roli, jaką odegrał w opozycji. Albo wreszcie, że w 1981 roku na plakatach pierwszego zjazdu Solidarności twarzą młodego ruchu społecznego był jego synek, o czym śpiewał Jacek Kaczmarski.
Antoniego kocham za jego milczenie. Nikt tak wspaniale słyszalnie, można powiedzieć głośno, jak Antek, milczeć nie potrafi.
Książki poetyckie Antoniego Pawlaka
Czynny całą dobę – 1975
Czy jesteś gotów – 1981
Obudzimy się nagle w pędzących pociągach – 1981
Brulion wojenny – 1982
Cztery poematy – 1983
Powtórka – 1984
*** – 1984
Zmierzch i grypsy – 1984
Schwierige Gedicht – Auswahl – 1987
Zamiast – 1989
Długie noże, krótkie sukienki – 1990
Kilka słów o strachu – 1990
Nasze kobiety się starzeją – 1995
Zmarli tak lubią podróże – 1998
Akt personalny – 1999
strach w moich oczach jest głęboki jak studnia – 2002
Żaden z wierszy Antoniego nie jest wydumaną formą, każdy jest treścią, kawałka jego życia. Na swoim tomiku “akt personalny” napisał mi dedykację: “to jest – Krzysztofie – spowiedź z połowy mojego życia”.
W 2007. roku przypadkiem, bo nie czytam codzienników, wpadł mi w ręce Dziennik Bałtycki, w którym znalazłem krótką rozmowę z Antonim – wyważony, błyskotliwy, autoironiczny – cały Pawlak:
W naszym konfesjonale spowiada się Antoni Pawlak, poeta, publicysta,
rzecznik prezydenta Gdańska
– Bez czego nie mógłbyś się w życiu obejść?
– Bez kobiet, papierosów, alkoholu i rock & rolla. A szczególnie bez wódek z Igorem Michalskim.
Ale Igor wyjechał z Gdańska, więc cierpię.
– Bez czego mógłbyś się w życiu obejść
– Dokończ zdanie: „Jestem szczęśliwym człowiekiem, ponieważ …”
– …udało mi się w życiu spotkać wielu wspaniałych ludzi.
– Co dla ciebie znaczy „dużo pieniędzy”?
– Który ze swoich przymiotów uważasz za najatrakcyjniejszy dla płci przeciwnej?
– Umiejętność słuchania innych. A nawet jak nie słucham, potrafię udawać wielkie zainteresowanie.
– Dobra rada, której nie posłuchałeś, a powinieneś?
– Kiedy ostatni raz płakałeś?
– Po śmierci Jacka Kaczmarskiego.
– Komu nie podałbyś ręki?
– Jestem dobrze wychowany, więc podaję rękę, ilekroć ktoś swoją wyciąga, choć wiem, że to błąd.
– Czy wyobrażasz sobie sytuację, w której dajesz swojemu nastoletniemu dziecku prezerwatywy przed wyjazdem na wakacje?
– Zależy, co w tym wypadku znaczy „nastoletnie dziecko”. Jedenastoletniemu nie, ale szesnastoletniemu to i owszem.
– Czy niepłacenie podatków jest grzechem?
– Czy zabijasz karpia na święta?
– Było powiedziane „nie zabijaj”. I nie było w tym żadnego uszczegółowienia w rodzaju „ale karpia można”.
– Jaką inskrypcję chciałbyś mieć wyrytą na swoim grobie?
– Jakie pytanie zadałbyś samemu sobie, gdybyś chciał być szczególnie złośliwy?
– Czy lubisz pornografię?
– Czy lubisz pornografię?
– Lubię.
więzienia
a mnie zrobiło się smutno najpierw pomyślałem że żal mi
Nowy Port żyje przepowiednią
czternastoletnie dziewczyny w ciąży
rozpychają, ulice
nabrzmiałymi piersiami
jednej z nich kilka dni temu
ukazała się Matka Boska przepowiadając
wojnę światową
śmierć papieża
i koniec świata
po bramach kobiety
oczekują swych mężczyzn
z rozpalonego powietrza
wyłapują ostanie doniesienia
o ruchach wojsk
i stanie zdrowia Jana Pawła II
rozmawiają o dzieciach
i kiepskich zarobkach
wpatrują się w wylot ulicy
i zmiętą gazetę
ze zdjęciem zmęczonego papieża
Dar Młodzieży
była zima koniec lat siedemdziesiątych Warszawa
jeszcze parę lat temu budził strach
jednym gestem wywyższał
idąc dalej w rozwarte wrota ulicy
dziś pod moim oknem
jak przyjdzie co do czego
przewracać się z boku na bok
Do Piotra Bratkowskiego
list gończy nadziei
„Nie Bądź zbyt pewien, czy nie jestem z tobą” Walt Whitmann
nasze wiersze są po to by je rozdać
wśród przyjaciół – powiedziałeś
to było dawno temu kiedy
noszenie znaczy Solidarności nie było
powodem do wstydu a aktem odwagi
to było dawno temu – Marcin Świetlicki
nie był jeszcze poetą grał
w okręty pod ławką na lekcji matematyki
to było dawno – wypita wódka
nie była zapowiedzią
kaca a wielkiej przygody
czytywaliśmy mądre książki
umawialiśmy się z dziewczynami do kina
i z chłopaka na wódkę
słuchaliśmy nowych płyt i wdawało się nam
że świat: leży u naszych stóp
dziś zasypiamy nad książką
a kac odbiera chęć do życia
i tylko czasem budzi nas
w środku nocy tęsknota której
nie potrafimy nazwać
i bolą nas plecy
jakby rosły skrzydła
a to tylko sztywnieje kark
schylony nad biurkiem
lecz może nie wszystko stracone
niech goni cię mój list gończy
niech pędzi pędzony nadzieją
posłuchaj Piotrze spróbujmy raz reszcze
wznieść w górą szklanki rozmowy
wzbić się w niebo
oddalić miasto skaczące do oczu
tytułami gazet miasto
z którego wyciekła krew chciwie
wchłaniana przez bruk.
za nam miasto – przed nami śmierć
i w tylu miejscach jednocześnie
odpowiedzi których nie udzieliły gazety
ziemia obiecana nam wszystkim
słowa które znaczą co znaczą
i zwiastowana dzwonkiem u drzwi
dobra nowina
l to koniec – jedyny możliwy początek
Prolog
to nieprawda
ze śmierć jest podróżą
z której się listów nie pisze
śmierć jest jak powrót do kraju
pszeniczne pole
płacząca wierzba
kiczowata makatka
z cytatem w tle
Dowcip
był stół wódka
i przyjaciel który zapytał:
co najbardziej denerwuje
serbskiego snajpera – i nie czekając
na odpowiedź dodał
– bośniackie dziecko na huśtawce
to celny dowcip
celny
jak strzał
Powązki Travel
(list do Andrzeja Saramonowicza)
Działacze Ligi Republikańskiej zażądali
usunięcia z cmentarza powązkowskiego Warszawie
grobów przywódców komunistycznych
Drogi Andrzeju przesyłam ci grabki
wiaderko
i łopatkę
prawica
to nie tylko MYŚL
ale i CZYN
daj przykład i sam przenieś te truchła
z cmentarza na śmietnik
historii
zmarli tak lubią podróże
Zmęczona ziemia
nie opowiadaj mi o słowiańskiej duszy
polskości od pokoleń i czystości rasy
przez tę ziemię przez setki lat
w stukocie końskich kopyt
i szumie gąsienic
przewalały się obce wojska
paląc miasta i ognie przy drogach
a nasze przerażone babki
rozkładały przed nimi nogi
w nadziel na uratowanie dobytku i życia
przez tę ziemię przez setki lat
przemieszczały się tabory kupców
o dziwnym języku i obyczajach
a nasze chciwe babki
rozkładały przed nimi nogi by zdobyć
chusteczkę biżuterię pachnidła
i tylko czasem przerażony ptak
zerwał się z szuwarów do lotu
gdy kobiety z krzykiem rodziły dzieci
tak niepodobne do mężów
***
samochód zanurzał się w noc
znad asfaltu
unosiła się lekka mgła
jakby wstawali umarli
Vera Wollenberger czyta
swoją teczkę w archiwach Stasi
Ewie Milewicz
jeszcze tylko lekkie muśnięcie brwi kredką
wydęcie ust rzut oka w lustro
ciepły pocałunek na policzku męża
(z. uświęciłem powiedział: powodzenia)
i można iść na randkę z przeznaczeniem
na progu dawnego gmachu tajnej policji
ostatnie wahanie – czy rzeczywiście chcę czy powinnam
wiedzieć to co tak skrzętnie skrywano przede mną
czy udźwignę swoją tajną przeszłość
swoją niejawną mnie
po kilkunastu minutach było za późno
na wahania opasłe tomy akt
czekają na plastikowym stoliku
drżąca ręka odwracająca strony
kto był przyjacielem kto wrogiem
komu słusznie ufała
kto jej zaufanie przelewał w donosy
na kolejnej stronie Vera Wollenberger
rozpoznała drobne pismo męża
przyszpilone do akt motyle zwierzeń
pierwsza myśl – przejść nad tym do porządku dziennego
zapomnieć udawać że się nie czytało
na jednej szali złamane zaufanie
na drugiej szali miłość wiążącą przez lata
na jednej dzieci na drugiej gniew
lecz czy możliwa jest miłość bez zaufania
-pomyślała idąc przez. Normannenstrasse
w łzie jak w okruchu szkła
załamywał się promień słońca
Powoli wszyscy wracają
kilka lat temu w Paryżu piliśmy
najtańsze wina odprawialiśmy ostatnie
misteriów rozmowy
to było nad ranem dwadzieścia cztery godziny
po twoim nieudanym samobójstwie Antek – krzyczałeś
w słuchawkę – przyjedź umieram
(wtedy jeszcze nie umarłeś)
a więc stało się to nad ranem
kiedy zwalnia się takt słów
filtrowanych winem i pierwszymi
promieniami słońca kiedy słowa
wypowiadane są wolniej
siedziałeś w oknie za którym budził się ze snu
budynek centrali komunistycznych związków zawodowych
mówiłeś że jeżeli chce się być sobą jeżeli
chce się jeszcze kilka
strof napisać to trzeba być w Polsce
i ważne czy to będzie Łódź Warszawa
czy Gdańsk – miasta byłych miłości
i byłych przyjaźni
słuchałem tych słów
spijałem je z twoich warg jak resztki wina
z butelki i nie miałem odwagi
powiedzieć że chcę tu zostać
mieć za sobą Polskę innym zostawić sny
o jej zbawieniu zostawić kobiety ranki
i wieczory zanurzyć się w otchłań obcego języka
nie wiedząc co znaczą słowa
wykrzykiwane przez kobietę w chwili
rozkoszy co znaczą słowa wypowiadane
przez mężczyznę patrzącego z bólem
a potem spłynęła na nas kotara snu
pachnącego winem i gauloisesami
pamiętam jeszcze jak mnie odprowadziłeś
na lotnisko jak stałeś w rozpiętym prochowcu
z kieliszkiem brandy w dłoni – samotny
mężczyzna bojący się powrotu – ja
wracałem do kryjówki swoich strachów
kilka miesięcy później Grzegorz zadzwonił z Paryża
i powiedział że nie żyjesz
pomyślałem – ty skurwysynu
jednak wróciłeś
Meldunek o stanie wód
Wisła podeszła pod Wawel
był wieczór paliło słońce
na sięgających kolan workach z piaskiem siedzieli
ludzie paprząc w rzekę
było to coś w rodzaju pikniku
w oczekiwaniu na katastrofę
lato 1997
***
to lekkie puknie w okno
to nie śmierć jeszcze
to tylko gałęzie drzew
brzęk naczyń w kuchni
nagły płacz telefonu
w sąsiednim pokoju
niespokojne szepty książek
poza tym cisza
„śmierci nie ma” – żeby napisać
takie zdanie
trzeba być bardzo młodym chociaż
w jakimś sensie to prawda
bo nie ma śmierci
jak ze średniowiecznych rycin
w kapturze i z kosą
śmierć to młoda dziewczyna
która idzie przez park
w zwiewnej sukience w grochy
beztrosko machając torebką
to lekkie pukanie w okno
to nie śmierć jeszcze chociaż
jeśli wytężysz wzrok zobaczysz
jak zbliża się
tanecznym krokiem
jesień 1996
Jeszcze nie jestem martwy
porzucona w pamięci ulica
śpi spokojnie
tutaj nikt nie umiera
zmarli czuwają nad naszym snem
jeszcze nie jestem martwy
mogę się jeszcze ofiarować
jak wino i chleb
przyszłaś w środku snu
przysiadłaś na skraju łóżka
zlękniona wyczekując świtu
to jeszcze nie świt
to tylko latarni światło
odbija się od szyb
***
niech dusza jego
związana będzie
w węzełek życia
zmarłego trudno poklepać po plecach
objąć serdecznie powiedzieć: poczekaj
Andrzej kawałek cię odprowadzę
bo nie odprowadzamy do taksówki
a jednak
idziemy za nim leżącym
jakbyśmy chcieli powiedzieć: stary
nie bój się
nie jesteś sam
potem już tylko trzy salwy
piasku o trumnę
25 maja 1997
Zapiski po wieczerze autorskim
1.
to prawda
wiersze pisze się
dla siebie
ale czasami miło
kiedy zatrzymasz się
nad którymś z nich
zamyślisz
uśmiechniesz
lub coś w tym rodzaju
2.
nie rozumiem sieci pytań
którą zarzucacie na mnie
jakbyście chcieli mnie oswoić
tak naprawdę
nie wiem czym jest poezja
może tylko rozmową
z tobą
(z każdym tobą)
Pomiędzy
jeszcze gdzieś są śpiąc
kobiety zostawione samotnie
w pustyni pościeli
jeszcze wysokonakładowe tygodniki
podpowiadają mi jak być
piękną kobietą i upiec ciasto
na stole przede mną parująca filiżanka czarnej kawy
i pudełko gauloilsesów zbliża się wieczór
miasto płonie pierwszymi ogniami okien
za ścianą Joe Cocker śpiewa pieśń
tęsknoty i samotności
jestem sam
pomiędzy narodzinami a śmiercią
pomiędzy zygotą a truchłem
łożyskiem a trumną
pomiędzy jedną a drugą nicością
jak śmiertelnie przerażony myślnik
zawieszony w pustce
natrętna myśl co było przed
co będzie po
kto wymyślił koło
kto alfabet
kto boga
2009.01.23
***
Wczoraj „spotkałem się” z Antonim na forum „Krytyki Politycznej” i z satysfakcją stwierdziłem, że służba u Prezydenta miasta Gdańska nie stępiła mu zmysłu politycznego i zdolności rzetelnej oceny. Niżej dowód.
Ale licytacja trwa. Licytacja na łzy, na ból. Kto więcej, kto bardziej. Dzień w dzień wylewa się to z gazet i telewizorów, z radioodbiorników i komputerów. Tak jak codziennie z mediów wylewają się łzy.
Swoisty szantaż żałobny.
Trumienny festiwal.
Funeralpolo.
7.Polska tradycja każe nam o umarłych mówić dobrze, albo wcale. To także pewien rodzaj hipokryzji. I może warto to wreszcie głośno powiedzieć: tak, zginęło tam wielu wspaniałych ludzi. Ale i paru takich, którym bym ręki raczej nie podał.
8.Narodowe, wszechogarniające żałobne spektakle przeżywamy nie po raz pierwszy. Pamiętam śmierć Jana Pawła II. I pamiętam te Wielkie Zaklęcia– teraz, po tej straszliwej traumie staniemy się inni, lepsi godniejsi. Tak mówili wszyscy. W ulicznych rozmowach i na ekranach telewizyjnych, przy rodzinnych obiadach i w wierszach. Nawet kibicie z założenia wrogich sobie drużyn piłkarskich, w imię pamięci Wielkiego Polskiego Papieża, przyrzekali sobie pokój i dozgonną przyjaźń.
I czym to się skończyło? Oczywiście niczym. Minęło klika dni i nasz polski świat wrócił do normy. Wróciło chamstwo i chwyty poniżej pasa.
Dlatego śmieszą mnie dzisiejsze zapewnienia, że ta Wielka Tragedia nas wszystkich odmieni. Nie odmieni. I to już widać. Na forach internetowych i na niektórych pogrzebach ofiar. W haniebnych artykułach prasowych i wierszach.Już znaleźli się tacy, którzy innym odmawiają prawa do smutku i żałoby. To banał, ale jakżesz to polskie!
9.Po śmierci Jana Pawła II też lud wyległ na ulice. Też opuszczano flagi owinięte kirem i palono tysiące, setki tysięcy zniczy. Obserwowałem to z pewną rozterką. Źle się w tym czułem. Ale nie do końca wiedziałem dlaczego. W końcu napisałem wiersz Płomień i łza. Bo w wierszu czasem łatwiej wyrazić uczucia.
śmierć to łza w której topimy ból
to płomień świecy rozświetlającej nieprzetarty szlak
tego dnia nie wywiesiłem flagi przekreślonej
blizną żałoby nie wystawiłem w oknie nekrologu
znicza nie doświadczyłem oczyszczającej wspólnoty
rozpaczy moje wargi nie zatrzepotały zapomnianymi słowami
modlitwy osobny na brzegu alei Jana Pawła II
zapadałem się coraz głębiej w sobie żegnając ostatni kondukt
autobusów do Rzymu zabrakło mi odwagi
by zawołać w twarz tłumu by pod opadające sklepienie
nieba wznieść jedno pytanie–czy nie spotkałem
nigdy śmierci która bolała bardziej
Alicja bezpowrotnie zabrała część mnie
Mama wszystko co dobre
Tomek ból wsysanego przez guz mózgu
a Jacek nie zgasł z pieśnią bo rak poharatał mu krtań
płomień tym którzy odeszli do Boga
łza dla tych którzy odeszli w pustkę
Najnowsze komentarze