Umarł mój kasztanowiec w Lorbasówce, umierał kilka lat, dogorywał od czerwca. Zapaliłem mu lampę, która stała przy nim od dwudziestu lat. Szkoda, że nie zrobiłem zdjęć gdy był pięknie zielony i rodził przez 30 lat dorodne kasztany. Pomału ginie mi też niestary jarząb, chociaż ciągle obficie rodzi, i przywabia piękne złotnice. Wobec śmierci drzewa człowiek jest tak samo bezradny, jak wobec śmierci człowieka. I to samo poczucie nieodwracalnej straty. Ciągle, ze zdziwieniem stwierdzam brak u siebie pokory, chociaż tak oczywistym jest, że wszystko co się rodzi, w naturalnej kolei rzeczy kiedyś umiera. Czy to jest właśnie miejsce dla Boga?
Najnowsze komentarze